czwartek, 19 maja 2011

Popołudnie z fauną, florą i pociągiem

Dzisiejsze popołudnie spędziliśmy bardzo aktywnie, nawet aktywniej niż planowaliśmy. Wybraliśmy się nad rzekę na długi spacer. Pogoda była przecudna, 24 stopnie. Rozpierała nas energia, by zrobic coś szalonego, nie było jednak za bardzo co. Zabraliśmy więc nasz stały equipment (czyli dobry humor i aparat) i ruszyliśmy w drogę. Szliśmy i szliśmy spotykając na swojej drodze ciekawe zjawiska. Najpierw przysiedliśmy nad rzeką i Jovana wpadła na pomysł, by zrobic na niej tamę. Zabrała się do tego bardzo ochoczo i zaczęła wrzucac do wody kamienie, hUmberto dał jej jednak dyskretnie do zrozumienia, że jej pomysł raczej nie wypali, więc Jovanę pochłonęło inne zajęcie, jakim jest puszczanie kaczek (hUmberto nie umie, ale nie ubolewa). Nie mniej jednak Jovana udzielila mu krótkich ale za to pomocnych wskazówek. Potem obydwoje ruszyliśmy dalej szukac przygód. Najpierw spotkaliśmy szlak mrówek, a potem dmuchaliśmy dmuchawce. Następnie zobaczyliśmy pociąg, który przejechał po moście uważanym przez nas za nieczynny. Jeszcze później naszą uwagę przykuło stadko koni pasących się nieopodal. Zrobiliśmy kilka zdjęc, a na koniec niespodziewany deszcz zmusił nas do ponad kilometrowego joggingu :) Ale i tak było fajnie!







środa, 18 maja 2011

Z gatunku : Jovana poleca!

SAŁATKA BELGIJSKA

Witam Was! Dzisiejszy dzien był niezywkle pracowity, gdyż jak z poprzednich doniesień wiecie zawitaliśmy dziś z hUmbertem do najznamienitszych pism modowych na świecie. Praca na planie filmowym jest cieżka , a co dopiero na planie sesji zdjęciowej!!!

Aby ten miły dzień skończył się równie przyjemnie postanowiłam zrobic na kolacje jedną z moich ulubionych sałatek, niestety hUmberto mi nie towarzyszył ( poza tym za ta On chyba nie przepada).. choc poinformowałam go na popularnym komuniatorze zwanym gg : "Hubi Bubi zmykam robic sałatkę , widzimy się jutro!"
Ale do rzeczy sałatka nosi nazwę belgijska, choc w sumie sama nie wiem dlaczego, podobnie jak ryba po grecku nie pochodzi z Grecji, tak i Sałatka Belgijska nie pochodzi z Belgii, mniejsza o to.
Poniżej zamieszczam naprawdę króciutki przepis na to cudo, które zadowoli najbardziej wybrednych:)

Skladniki:
  • Sałata rukola ( może byc inna ja dzisiaj użylam mixu sałatkowego oraz roszponki)
  • gruszki z puszki ( bardzo wazny w tym przepisie jest syrop gruszkowy)
  • 1-2 opakowań orzechów włoskich
  • ser pleśniowy, może byc jeden z polskich serów. Ja do mojej dzisiejszej sałatki użyłam sera Lazur z niebieską pleśnią
Sos:
  • syrop z puszki
  • świeży czosnek
  • oliwa z oliwek
Wszystkie wyżej wymienione składniki należy wymieszac i polac przygotwanym wcześniej sosem. Sałatkę najlepiej zrobic pół godziny do godziny przed podaniem aby mogła sie ona " przegryźc"
Smacznego!



Vanity Fair. Unauthorized.

Postanowiliśmy choć na chwilę poczuć się jak prawdziwe gwiazdy rządzące okładkami prestiżowych magazynów. Oto nasze małe targowisko próżności:



wtorek, 10 maja 2011

Zakopiańska majówka

Okres matur jeszcze się nie skończył, a my już czujemy wakacje pełną piersią! W sumie powinniśmy siedzieć dzisiaj w domu i pisać nasze prezentacje (tak, jeszcze ich nie mamy), ale uznaliśmy to za kompletnie bezsensowny pomysł i postanowiliśmy pojechać do Zakopanego. Nasza majowa wyprawa okazała się wyjątkowo udana i obfita w przygody, dopisała nam również piękna pogoda. Już na samym starcie przeżyliśmy coś dziwnego, mianowicie wsiadając do busa Jovana wdała się w nietypową konwersację z kierowcą:
Jovana: Poprosimy dwa ulgowe do Zakopanego.
Kierowca: A co to są bilety ulgowe?
Jovana: <WTF> Yyyy... no to jakie tam pan ma...
Kierowca: Muszę mieć jakiś dowód, aby wydać na jego podstawie bilet ulgowy...
Jovana: ???
Kierowca: Macie legitymacje?
Jovana: Tak, oczywiście
po czym wyjęliśmy legitymacje, a kierowca nawet nie rzucił okiem, tylko dał nam ulgowe bilety.
Gdy już dotarliśmy do Zakopanego zachwyciły nas świetnie widoczne góry, więc udaliśmy się do parku na chwilę rekreacji na łonie natury:










A następnie:















O godzinie 14 udało nam się złapać busa i nie musieliśmy się wlec na dworzec, który był znacznie oddalony od miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
Zbliżaliśmy się już do naszego miasta, kolejny przystanek i kolejne osoby wsiadające do autobusu wśród nich kobieta, która od początku wydawała się dość dziwna. Przyklejona do telefonu, z torebką w ręce, głośno dokazywała na cały autobus. W końcu postanowiła wysiąść, a my siedząc za nią mieliśmy oko na całą sytuację. Kobieta zarzucając oba ramiączka torebki na ramię zarzuciła też kawałek zasłony okiennej autobusu. Niefortunnie materiał wplątał się między dwa ramiączka, rzecz jasna kobieta tego nie zauważyła. Wstała z fotela z telefonem przy ucha i zaczęła kierować się do wyjścia ciągnąc za sobą zasłonę. My, usiłując powstrzymać wybuch śmiechu, nie zdążyliśmy nakręcić całej sytuacji. Gdy zasłonie skończyła się już rolka, po której mogła się przesuwać, kobieta poczuła pewien opór i dopiero wtedy zorientowała się, co się dzieje. Uwolniła się od zasłony, która "zaatakowała" siedzącą obok starszą panię (konkretnie spadła jej na głowę). Starsza pani była w totalnym szoku nie wiedząc co się dzieje i skąd się nagle wziął ten firankowy potwór. Jovana stwierdziła, że ma minę 'jakby był atak kosmitów'. My leżeliśmy prawie na podłodze ze śmiechu.
Podsumowując: wypad był bardzo udany; trochę się powygłupialiśmy, trochę pokupowaliśmy, znacznie więcej pooglądaliśmy, zjedliśmy pyszne ciacha i nacieszyliśmy się w pełni majowym słońcem.

poniedziałek, 9 maja 2011

sobota, 7 maja 2011

Już wkrótce!

Ahoj! Trochę tutaj powiało nudą, ale wszystkiemu winna jest matura, bo mimo, iż matura to bzdura, to zajmuje ogromnie dużo czasu! Ale nie martwcie się, za kilka dni wracamy z nową dawką... dziwności! Zachęceni zaskakująco dobrą reakcją na X-FUCKTOR, szykujemy coś podobnego, co z pewnością przypadnie wam do gustu, ale żadnych szczegółów nie zdradzimy! Żeby jednak rozgrzać waszą ciekawość dodajemy te dwa zdjęcia:



P.S. Serdeczne pozdrowienia dla QWY!

niedziela, 1 maja 2011

Relacja z zakończenia roku szkolnego 2011 :)

Jak już wcześniej wspomniała Jovana przyszedł czas na krótkie podsumowanie zakończenia roku szkolnego. Musimy przyznać, że czekaliśmy na ten dzień bardzo długo i wypatrywaliśmy go z utęsknieniem. Jednak koniec końców, nie chciało nam się w piątek zwlec z łóżek i przyjść do szkoły, ten ostatni raz. Uwierzycie?

Szkoła jednak mile nas zaskoczyła. Pierwszy raz się postarali i załatwili nam krzesła, nie musieliśmy stać 1,5 godziny. Po serii niekończących się przemówień, których sens był jeden i ten sam (wszyscy by chcieli, oczywiscie z głebi serca, żebyśmy zdali maturę i poszli na studia) przyszedł czas na jeszcze bardziej niekończące się rozdawanie nagród, nawet w tak nieokreślonych kategoriach jak 'aktywny udział w życiu kulturowym szkoły' czyli za wszystko i za nic (ale laureatom gratulujemy). Nas nie wyczytali bo się nie udzielaliśmy, a do konkursów jesteśmy za głu... yyyy.. to znaczy, nie lubimy rozgłosu, dajemy się innym wykazać. Krew nas zalewała jak prawie w kazdej kategorii laureatem był pewien jegomość, którego nazwisko padło chyba z milion razy i tylko tak wchodził na środek i schodził, wchodził i schodził. Wyczytano też, kto miał najwyższe średnie, było może ze 12 osob z paskami i wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że inteligencja nie idzie w parze z urodą. Nie, nie, nie jesteśmy aż tacy okropni. Myślimy, że każdy lubi porozmawiać z osobą inteligentą, bystrą i rzutką. To jest naprawdę prawdziwa przyjemność mieć za partnera człowieka, który reprezentuje sobą wysoki poziom. Tymczasem wyczytani prymusi prócz "wyrytej" wiedzy nie mają w sobie nic. A uwierzcie nam wiemy, co mówimy. Jeden z czołowych uczniów naszej szkoły wygłaszał przemówienie (?) NIE NIE... raczej bełkot podczas naszej studniówki. Dla nas była to wątpliwa przyjemność tego słuchać, no ale co zrobić. Całą tą serię niekończących się ceremonii zakończył niekończący się wywód przedsatwiciela trzecich klas, który przykuł uwagę wszystkich nie tyle tym co mówił, co swoją przesadzoną opalenizną (hUmberto stwierdził, że pewnie zasnął w opiekaczu jak pisał przemówienie do późnej nocy, jak sie później okazało rzeczywiście zasnął, tyle że na słońcu, nie w opiekaczu).
Na sam koniec przyszedł wreszcie moment na rozdanie świadectw i pożegnanie z wychowawcą. Szczerze? Na całe 3 lata w tej szkole, wyzbywajacej jakiejkolwiek wrażliwości, było nam naprawdę smutno, gdy zobaczyliśmy łzy na twarzy naszej wychowawczyni. Jovana się popłakała, jak zawsze,prawie jak reszta całej klasy. Szkoła była jaka była. To już za nami, przykre i smutne rzeczy powinno się zapominać, a pamiętać tylko o tych dobrych. Patrząc na całe 3 lata spędzone w liceum, uważamy, że mieliśmy naprawdę świetną wychowawczynię. Mimo, że była bardzo sroga i raczej niedostępna dla uczniów, to kilkakrotnie ujęła się za nami. I zawalczyła za nas, gdy mieliśmy problemy z nauczycielami czy dyrekcją. A widok wychowawczyni, która żegna swoich uczniów ze łzami w oczach jest piękny i bezcenny. I powiemy więcej dla takich momentów warto być czasem w szkole, żeby zobaczyc wrażliwe oblicze ludzi, często schowanych za jakąś zasłoną i sprawiających wrażenie bardzo oschłych.
P.S. Wieczorem z okazji zakończenia była impreza pożegnalna. Jovany na niej nie było,gdyż wyjechała, a hUmberto woli tego nie komentować.:)








A oto kilka zdjec z ostatnich chwil w szkole ;)