niedziela, 1 maja 2011

Relacja z zakończenia roku szkolnego 2011 :)

Jak już wcześniej wspomniała Jovana przyszedł czas na krótkie podsumowanie zakończenia roku szkolnego. Musimy przyznać, że czekaliśmy na ten dzień bardzo długo i wypatrywaliśmy go z utęsknieniem. Jednak koniec końców, nie chciało nam się w piątek zwlec z łóżek i przyjść do szkoły, ten ostatni raz. Uwierzycie?

Szkoła jednak mile nas zaskoczyła. Pierwszy raz się postarali i załatwili nam krzesła, nie musieliśmy stać 1,5 godziny. Po serii niekończących się przemówień, których sens był jeden i ten sam (wszyscy by chcieli, oczywiscie z głebi serca, żebyśmy zdali maturę i poszli na studia) przyszedł czas na jeszcze bardziej niekończące się rozdawanie nagród, nawet w tak nieokreślonych kategoriach jak 'aktywny udział w życiu kulturowym szkoły' czyli za wszystko i za nic (ale laureatom gratulujemy). Nas nie wyczytali bo się nie udzielaliśmy, a do konkursów jesteśmy za głu... yyyy.. to znaczy, nie lubimy rozgłosu, dajemy się innym wykazać. Krew nas zalewała jak prawie w kazdej kategorii laureatem był pewien jegomość, którego nazwisko padło chyba z milion razy i tylko tak wchodził na środek i schodził, wchodził i schodził. Wyczytano też, kto miał najwyższe średnie, było może ze 12 osob z paskami i wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że inteligencja nie idzie w parze z urodą. Nie, nie, nie jesteśmy aż tacy okropni. Myślimy, że każdy lubi porozmawiać z osobą inteligentą, bystrą i rzutką. To jest naprawdę prawdziwa przyjemność mieć za partnera człowieka, który reprezentuje sobą wysoki poziom. Tymczasem wyczytani prymusi prócz "wyrytej" wiedzy nie mają w sobie nic. A uwierzcie nam wiemy, co mówimy. Jeden z czołowych uczniów naszej szkoły wygłaszał przemówienie (?) NIE NIE... raczej bełkot podczas naszej studniówki. Dla nas była to wątpliwa przyjemność tego słuchać, no ale co zrobić. Całą tą serię niekończących się ceremonii zakończył niekończący się wywód przedsatwiciela trzecich klas, który przykuł uwagę wszystkich nie tyle tym co mówił, co swoją przesadzoną opalenizną (hUmberto stwierdził, że pewnie zasnął w opiekaczu jak pisał przemówienie do późnej nocy, jak sie później okazało rzeczywiście zasnął, tyle że na słońcu, nie w opiekaczu).
Na sam koniec przyszedł wreszcie moment na rozdanie świadectw i pożegnanie z wychowawcą. Szczerze? Na całe 3 lata w tej szkole, wyzbywajacej jakiejkolwiek wrażliwości, było nam naprawdę smutno, gdy zobaczyliśmy łzy na twarzy naszej wychowawczyni. Jovana się popłakała, jak zawsze,prawie jak reszta całej klasy. Szkoła była jaka była. To już za nami, przykre i smutne rzeczy powinno się zapominać, a pamiętać tylko o tych dobrych. Patrząc na całe 3 lata spędzone w liceum, uważamy, że mieliśmy naprawdę świetną wychowawczynię. Mimo, że była bardzo sroga i raczej niedostępna dla uczniów, to kilkakrotnie ujęła się za nami. I zawalczyła za nas, gdy mieliśmy problemy z nauczycielami czy dyrekcją. A widok wychowawczyni, która żegna swoich uczniów ze łzami w oczach jest piękny i bezcenny. I powiemy więcej dla takich momentów warto być czasem w szkole, żeby zobaczyc wrażliwe oblicze ludzi, często schowanych za jakąś zasłoną i sprawiających wrażenie bardzo oschłych.
P.S. Wieczorem z okazji zakończenia była impreza pożegnalna. Jovany na niej nie było,gdyż wyjechała, a hUmberto woli tego nie komentować.:)








A oto kilka zdjec z ostatnich chwil w szkole ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz