wtorek, 10 maja 2011

Zakopiańska majówka

Okres matur jeszcze się nie skończył, a my już czujemy wakacje pełną piersią! W sumie powinniśmy siedzieć dzisiaj w domu i pisać nasze prezentacje (tak, jeszcze ich nie mamy), ale uznaliśmy to za kompletnie bezsensowny pomysł i postanowiliśmy pojechać do Zakopanego. Nasza majowa wyprawa okazała się wyjątkowo udana i obfita w przygody, dopisała nam również piękna pogoda. Już na samym starcie przeżyliśmy coś dziwnego, mianowicie wsiadając do busa Jovana wdała się w nietypową konwersację z kierowcą:
Jovana: Poprosimy dwa ulgowe do Zakopanego.
Kierowca: A co to są bilety ulgowe?
Jovana: <WTF> Yyyy... no to jakie tam pan ma...
Kierowca: Muszę mieć jakiś dowód, aby wydać na jego podstawie bilet ulgowy...
Jovana: ???
Kierowca: Macie legitymacje?
Jovana: Tak, oczywiście
po czym wyjęliśmy legitymacje, a kierowca nawet nie rzucił okiem, tylko dał nam ulgowe bilety.
Gdy już dotarliśmy do Zakopanego zachwyciły nas świetnie widoczne góry, więc udaliśmy się do parku na chwilę rekreacji na łonie natury:










A następnie:















O godzinie 14 udało nam się złapać busa i nie musieliśmy się wlec na dworzec, który był znacznie oddalony od miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
Zbliżaliśmy się już do naszego miasta, kolejny przystanek i kolejne osoby wsiadające do autobusu wśród nich kobieta, która od początku wydawała się dość dziwna. Przyklejona do telefonu, z torebką w ręce, głośno dokazywała na cały autobus. W końcu postanowiła wysiąść, a my siedząc za nią mieliśmy oko na całą sytuację. Kobieta zarzucając oba ramiączka torebki na ramię zarzuciła też kawałek zasłony okiennej autobusu. Niefortunnie materiał wplątał się między dwa ramiączka, rzecz jasna kobieta tego nie zauważyła. Wstała z fotela z telefonem przy ucha i zaczęła kierować się do wyjścia ciągnąc za sobą zasłonę. My, usiłując powstrzymać wybuch śmiechu, nie zdążyliśmy nakręcić całej sytuacji. Gdy zasłonie skończyła się już rolka, po której mogła się przesuwać, kobieta poczuła pewien opór i dopiero wtedy zorientowała się, co się dzieje. Uwolniła się od zasłony, która "zaatakowała" siedzącą obok starszą panię (konkretnie spadła jej na głowę). Starsza pani była w totalnym szoku nie wiedząc co się dzieje i skąd się nagle wziął ten firankowy potwór. Jovana stwierdziła, że ma minę 'jakby był atak kosmitów'. My leżeliśmy prawie na podłodze ze śmiechu.
Podsumowując: wypad był bardzo udany; trochę się powygłupialiśmy, trochę pokupowaliśmy, znacznie więcej pooglądaliśmy, zjedliśmy pyszne ciacha i nacieszyliśmy się w pełni majowym słońcem.

1 komentarz:

  1. Przyjemny blog. Wszystko byłoby ok jakby znalazło się tu więcej wpisów;-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń